niedziela, 14 kwietnia 2013

Kobieta trzymająca jabłko




- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.
- To bez sensu, nigdy nie dowiemy się, co tam się stało – porucznik Adam odwrócił się od roztrzęsionego chłopaka i odpalił papierosa – Dajcie gówniarzowi koc i coś ciepłego do picia.
- Trzymała jabłko… - chłopiec był wyraźnie przestraszony i przed nieruchomymi oczami miał tylko ten obraz, który kilka godzin wcześniej wrył mu się i prawdopodobnie pozostanie w jego umyśle do końca jego życia.
   Deszcz siąpił, a Adam, siedząc w radiowozie i szukając czegoś w papierach zwrócił się do swojej policyjnej partnerki:
- Widzisz, Diana. Mógłbym siedzieć z żoną w domu, ale nie mogę, bo akurat dzisiaj zachciało się tej kobiecie straszyć!
Mówiąc to, porucznik zaśmiał się po cichu.
- Co cię tak śmieszy? Nie wierzysz w duchy? Czy fakt, że dwójka małych dzieci zginęła tutaj w ogóle cię nie rusza? – Diana była wyraźnie poirytowana.
- Słuchaj – Adam przerwał swoją pracę – Trójka dzieci przychodzi w taki ponury wieczór, by się pobawić w starym opuszczonym domu. Przecież to dobre miejsce na jakąś melinę, mało to pijaków, którym się rzuciło na mózg i lubują się w zabijaniu dzieci?
- Szkoda tylko, że żaden ze smarkaczy nie miał uszkodzeń ciała!
- W takim razie zapraszam do tej rudery. Weź jeszcze jednego psa z prewencji i zobaczymy, co tam się wydarzyło – porucznik był wściekły, że będzie musiał już teraz iść przez błoto w stronę opuszczonego domu.
Diana wysiadła z radiowozu i podeszła do karetki, w której siedział niespełna rozumu chłopiec i przy którym stał policjant. Po chwili młoda policjantka machnęła ręką do Adama, a ten przeklinając wysiadł z auta.
- Nie idźcie tam! – krzyknął chłopiec – Ona was zabije!
Trójka ludzi idąca w stronę rudery jednak już nic nie słyszała.
- No ku*wa. Nie można tego sprawdzić jutro? To, że jakiś szczyl powiedział, że dwójka jego przyjaciół zginęła tu przez ducha kobiety trzymającej jabłko, to nie znaczy, że musimy temu wierzyć. Możemy to sprawdzić jutro – Adam był wyraźnie niezadowolony pomysłem Diany.
- Panie poruczniku, czym prędzej wyjaśnimy sprawę, tym szybciej będzie pan w domu. Chłopiec mógł kłamać, ale po co miałby to robić? – odezwał się młody policjant, który szedł razem z Dianą i Adamem.
- A zamknij mordę i wchodź – porucznik pokazał palcem drzwi opuszczonego domu.
Policjant otworzył powoli drzwi trzymając w ręku broń.
- Ten debil nie wie, że ołów nie działa na duchy? – powiedział szeptem Adam do swojej parterki.
Cała trójka weszła w progi domostwa, który rozświetlała tylko cienka smuga światła z latarki. Wszystko wyglądało na poniszczone, jakby kiedyś było strawione przez ogień, jakby każdy krok mógł spowodować zawalenie się całej konstrukcji.
- Ktoś widzi coś ciekawego? – zawołała Diana.
- Nic. Gówniarz kłamał – rzucił Adam już prawie wychodząc.
- Patrzcie, jabłko! – krzyknął młody policjant i rozległ się huk.
- Co jest? – zawołał Adam, czując się pierwszy raz w tej sytuacji niepewnie – Co to za żart?
- Gdzie to było? Widziałeś coś? – wydusiła z siebie Diana.
- Nie. Nic. Idźmy stąd – Adam zaczął biec do drzwi.
- Spójrz! – krzyknęła Diana i w tej chwili Adam odwrócił się, zauważając trzy ciała wiszące przy oknie. Dwa mniejsze i jedno większe.
- Jasna cholera, spieprzajmy! – Adam wystraszył się naprawdę, wybiegł z rudery i kilka metrów od drzwi zauważył, że Diana wcale mu nie towarzyszy, w ogóle nie wybiegła z domu, a drzwi, które zostawił otwarte, zamykają się bardzo powoli…
Porucznik nie miał teraz czasu na ocenę sytuacji, zaczął gnać w stronę swojego radiowozu, gdy zobaczył, że sanitariusz leży obok karetki bez głowy, a drugi policjant z prewencji ma nienaturalnie wykrzywione ciało.
- No i trzymała czerwone jabłko. Soczyste jabłko – Adam zauważył, że mały chłopiec cały czas powtarza swoją mantrę, kiwając się i trzęsąc. Nagle dziecko odwróciło głowę i zaczęło wpatrywać się w porucznika, co wywołało w nim panikę.
Adam w jedną chwilę był już przy radiowozie, wsiadł do niego i próbował odpalić silnik. Nieskutecznie. I jeszcze raz, znów nieskutecznie. Próbował jeszcze raz, gdy usłyszał słowa, które wydobywały się z tyłu auta:
- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.





Złodziej




Witajcie. Ta historia będzie krótka, bo nie lubię długich i łzawych opowieści, o tym, jakie to życie jest posrane i dlaczego lepiej być złym człowiekiem z pieniędzmi, niż być dobrym obywatelem, ale ciągle być oszukiwanym. Dlatego opowiem Wam, jak wymierzam sprawiedliwość na własną rękę, bo sprawa, którą się zajmuje nie jest nawet zakazana przez prawo.

                Miłość to dla mnie sprawa pierwszorzędna. Miałem kiedyś kobietę, którą kochałem i która była dla mnie wszystkim. Chciałem się z nią związać, choć nie bywaliśmy często razem, to gdy się spotykaliśmy dawaliśmy pełen upust emocjom. Aż do dnia jej kolejnych urodzin, kiedy to wyznała mi, że jest inny facet w jej życiu. Najpierw było mi przykro, później była złość, a następnie obojętność. Od tej chwili postanowiłem zostać złodziejem. Ale zaraz, nie takim jednym z tych przestępców, którymi gardzę. Ja zostałem złodziejem żyć, który ścina swoim nożem niepotrzebne żywoty na tym świecie. Wiem, że na tym globie żyje wiele mend, których nie mogę dosięgnąć, wiele jest osób, którzy nie wiedzą nawet, że istnieję. Wszelkie zbrodnie w moim przeświadczeniu nie ulegają przedawnieniu. Parę miesięcy więzienia za brak absolutnego szacunku do człowieka lub do jego własności. Dlatego ja muszę interweniować. I nie, nie mam się absolutnie za jakiegoś nadczłowieka, nie jestem żadnym nazistą, ale uważam, że sprawiedliwość musi być na tym świecie, a to, że ja zabijam się nie liczy, ja jestem tylko sędzią we własnym sądzie. Potrafię ukraść życie za zabójstwo, za kradzież, za gwałt, za pedofilię, za zdradę itp. Ostatnio musiałem sądzić sąsiada, który w swoim domu, po kryjomu oglądał dziecięcą pornografię, po tym jak obciąłem jego przyrodzenie, wsadziłem mu je głęboko do przełyku. Wcześniej ukradłem żywot pewnemu doktorowi, który leczył starsze osoby za kopertę z pieniążkami. Skończył po tym, jak jego wiotkie ciało nie mogło już wziąć oddechu. Myślisz, że jestem sadystą, że mam jakieś popędy patologiczne? Wcale nie. Zło wykurzam złem, daję nauczkę przyszłym potencjalnym bandytom.

                Teraz siedzimy z całą rodziną przy obiedzie, uśmiechamy się i rozmawiamy ze sobą. Nikt jeszcze nie wpadł na to, że jestem złodziejem żyć, bo nie zostawiam po sobie żadnych śladów, żadnych haseł, żadnych przedmiotów. Atakuję z zaskoczenia. Siedzę obok mojej babci, którą bardzo kocham oraz obok mojego brata, którego muszę wychowywać. Jest jeszcze z nami moja siostra ze swoim mężem. Niestety ona go zdradza, dlatego będę musiał ją osądzić i prawdopodobnie ukraść jej życie.