niedziela, 14 kwietnia 2013

Kobieta trzymająca jabłko




- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.
- To bez sensu, nigdy nie dowiemy się, co tam się stało – porucznik Adam odwrócił się od roztrzęsionego chłopaka i odpalił papierosa – Dajcie gówniarzowi koc i coś ciepłego do picia.
- Trzymała jabłko… - chłopiec był wyraźnie przestraszony i przed nieruchomymi oczami miał tylko ten obraz, który kilka godzin wcześniej wrył mu się i prawdopodobnie pozostanie w jego umyśle do końca jego życia.
   Deszcz siąpił, a Adam, siedząc w radiowozie i szukając czegoś w papierach zwrócił się do swojej policyjnej partnerki:
- Widzisz, Diana. Mógłbym siedzieć z żoną w domu, ale nie mogę, bo akurat dzisiaj zachciało się tej kobiecie straszyć!
Mówiąc to, porucznik zaśmiał się po cichu.
- Co cię tak śmieszy? Nie wierzysz w duchy? Czy fakt, że dwójka małych dzieci zginęła tutaj w ogóle cię nie rusza? – Diana była wyraźnie poirytowana.
- Słuchaj – Adam przerwał swoją pracę – Trójka dzieci przychodzi w taki ponury wieczór, by się pobawić w starym opuszczonym domu. Przecież to dobre miejsce na jakąś melinę, mało to pijaków, którym się rzuciło na mózg i lubują się w zabijaniu dzieci?
- Szkoda tylko, że żaden ze smarkaczy nie miał uszkodzeń ciała!
- W takim razie zapraszam do tej rudery. Weź jeszcze jednego psa z prewencji i zobaczymy, co tam się wydarzyło – porucznik był wściekły, że będzie musiał już teraz iść przez błoto w stronę opuszczonego domu.
Diana wysiadła z radiowozu i podeszła do karetki, w której siedział niespełna rozumu chłopiec i przy którym stał policjant. Po chwili młoda policjantka machnęła ręką do Adama, a ten przeklinając wysiadł z auta.
- Nie idźcie tam! – krzyknął chłopiec – Ona was zabije!
Trójka ludzi idąca w stronę rudery jednak już nic nie słyszała.
- No ku*wa. Nie można tego sprawdzić jutro? To, że jakiś szczyl powiedział, że dwójka jego przyjaciół zginęła tu przez ducha kobiety trzymającej jabłko, to nie znaczy, że musimy temu wierzyć. Możemy to sprawdzić jutro – Adam był wyraźnie niezadowolony pomysłem Diany.
- Panie poruczniku, czym prędzej wyjaśnimy sprawę, tym szybciej będzie pan w domu. Chłopiec mógł kłamać, ale po co miałby to robić? – odezwał się młody policjant, który szedł razem z Dianą i Adamem.
- A zamknij mordę i wchodź – porucznik pokazał palcem drzwi opuszczonego domu.
Policjant otworzył powoli drzwi trzymając w ręku broń.
- Ten debil nie wie, że ołów nie działa na duchy? – powiedział szeptem Adam do swojej parterki.
Cała trójka weszła w progi domostwa, który rozświetlała tylko cienka smuga światła z latarki. Wszystko wyglądało na poniszczone, jakby kiedyś było strawione przez ogień, jakby każdy krok mógł spowodować zawalenie się całej konstrukcji.
- Ktoś widzi coś ciekawego? – zawołała Diana.
- Nic. Gówniarz kłamał – rzucił Adam już prawie wychodząc.
- Patrzcie, jabłko! – krzyknął młody policjant i rozległ się huk.
- Co jest? – zawołał Adam, czując się pierwszy raz w tej sytuacji niepewnie – Co to za żart?
- Gdzie to było? Widziałeś coś? – wydusiła z siebie Diana.
- Nie. Nic. Idźmy stąd – Adam zaczął biec do drzwi.
- Spójrz! – krzyknęła Diana i w tej chwili Adam odwrócił się, zauważając trzy ciała wiszące przy oknie. Dwa mniejsze i jedno większe.
- Jasna cholera, spieprzajmy! – Adam wystraszył się naprawdę, wybiegł z rudery i kilka metrów od drzwi zauważył, że Diana wcale mu nie towarzyszy, w ogóle nie wybiegła z domu, a drzwi, które zostawił otwarte, zamykają się bardzo powoli…
Porucznik nie miał teraz czasu na ocenę sytuacji, zaczął gnać w stronę swojego radiowozu, gdy zobaczył, że sanitariusz leży obok karetki bez głowy, a drugi policjant z prewencji ma nienaturalnie wykrzywione ciało.
- No i trzymała czerwone jabłko. Soczyste jabłko – Adam zauważył, że mały chłopiec cały czas powtarza swoją mantrę, kiwając się i trzęsąc. Nagle dziecko odwróciło głowę i zaczęło wpatrywać się w porucznika, co wywołało w nim panikę.
Adam w jedną chwilę był już przy radiowozie, wsiadł do niego i próbował odpalić silnik. Nieskutecznie. I jeszcze raz, znów nieskutecznie. Próbował jeszcze raz, gdy usłyszał słowa, które wydobywały się z tyłu auta:
- To jabłko… Ona trzymała jabłko. No i ona… ona tak się patrzyła. I to jabłko.





Złodziej




Witajcie. Ta historia będzie krótka, bo nie lubię długich i łzawych opowieści, o tym, jakie to życie jest posrane i dlaczego lepiej być złym człowiekiem z pieniędzmi, niż być dobrym obywatelem, ale ciągle być oszukiwanym. Dlatego opowiem Wam, jak wymierzam sprawiedliwość na własną rękę, bo sprawa, którą się zajmuje nie jest nawet zakazana przez prawo.

                Miłość to dla mnie sprawa pierwszorzędna. Miałem kiedyś kobietę, którą kochałem i która była dla mnie wszystkim. Chciałem się z nią związać, choć nie bywaliśmy często razem, to gdy się spotykaliśmy dawaliśmy pełen upust emocjom. Aż do dnia jej kolejnych urodzin, kiedy to wyznała mi, że jest inny facet w jej życiu. Najpierw było mi przykro, później była złość, a następnie obojętność. Od tej chwili postanowiłem zostać złodziejem. Ale zaraz, nie takim jednym z tych przestępców, którymi gardzę. Ja zostałem złodziejem żyć, który ścina swoim nożem niepotrzebne żywoty na tym świecie. Wiem, że na tym globie żyje wiele mend, których nie mogę dosięgnąć, wiele jest osób, którzy nie wiedzą nawet, że istnieję. Wszelkie zbrodnie w moim przeświadczeniu nie ulegają przedawnieniu. Parę miesięcy więzienia za brak absolutnego szacunku do człowieka lub do jego własności. Dlatego ja muszę interweniować. I nie, nie mam się absolutnie za jakiegoś nadczłowieka, nie jestem żadnym nazistą, ale uważam, że sprawiedliwość musi być na tym świecie, a to, że ja zabijam się nie liczy, ja jestem tylko sędzią we własnym sądzie. Potrafię ukraść życie za zabójstwo, za kradzież, za gwałt, za pedofilię, za zdradę itp. Ostatnio musiałem sądzić sąsiada, który w swoim domu, po kryjomu oglądał dziecięcą pornografię, po tym jak obciąłem jego przyrodzenie, wsadziłem mu je głęboko do przełyku. Wcześniej ukradłem żywot pewnemu doktorowi, który leczył starsze osoby za kopertę z pieniążkami. Skończył po tym, jak jego wiotkie ciało nie mogło już wziąć oddechu. Myślisz, że jestem sadystą, że mam jakieś popędy patologiczne? Wcale nie. Zło wykurzam złem, daję nauczkę przyszłym potencjalnym bandytom.

                Teraz siedzimy z całą rodziną przy obiedzie, uśmiechamy się i rozmawiamy ze sobą. Nikt jeszcze nie wpadł na to, że jestem złodziejem żyć, bo nie zostawiam po sobie żadnych śladów, żadnych haseł, żadnych przedmiotów. Atakuję z zaskoczenia. Siedzę obok mojej babci, którą bardzo kocham oraz obok mojego brata, którego muszę wychowywać. Jest jeszcze z nami moja siostra ze swoim mężem. Niestety ona go zdradza, dlatego będę musiał ją osądzić i prawdopodobnie ukraść jej życie.



wtorek, 15 stycznia 2013

Posłuchaj matki



Pewnego jesiennego dnia, gdy deszcz za oknem stukał w szybę, siedziałem na komputerze, grając w jedną
z moich ulubionych gier. Moi rodzice siedzieli w kuchni na dole, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
Wyświetlił się dzwoniący: "Mama", a numer zgadzał się z numerem matki.
- Po co do mnie dzwonisz? - krzyknąłem wystarczająco głośno, by mnie usłyszano.
- Kto? Nikt tu do ciebie nie dzwoni! - usłysałem odpowiedź z dołu.
Odrzuciłem połączenie i poszedłem na dół do rodziców.
- Gdzie jest twój telefon? - zapytałem matki.
- Leży w przedsionku - odpowiedziała.
Na szafce niedaleko zauważyłem komórkę. Sprawdziłem historię połączeń i nie było tam połączenia z moją
rodzicielką. Błąd sieci? 
Wczoraj to zdarzenie się powtórzyło. Siedziałem razem z matką w pokoju, gdy zadzwonił mój telefon.
Napis: "Mama". Odebrałem i patrząc na matkę oglądającą film, dokładnie słyszałem jej głos w komórce:
- Wyjdź na zewnątrz. Ja jestem twoją matką.
- Znowu to samo? - zapytała moja mama, siedząca obok mnie - Rozłącz się natychmiast!
Wyłączyłem komórkę i udałem się do pokoju, skąd widziałem całe podwórko.
Z okna widziałem tylko, jak jakaś czarna postać oddalała się pośpiesznie.



czwartek, 10 stycznia 2013

Zły sen





"Tatku, tatku! Miałam zły sen!"

Otwierasz nerwowo swoje oczy, ale masz ciężkie powieki, bo
zauważasz, jak zegar elektroniczny świeci na czerwono w ciemności -
jest godzina 2:15 w nocy.

"Chcesz wskoczyć tu do łóżka i mi o tym opowiedzieć?"

"Nie tatusiu."

Zdziwienie rozbudza cię trochę mocniej. Widzisz, że twoja córka
stoi w pokoju, dwa metry od ciebie i ma zapłakane oczy.

"Dlaczego nie, córeczko?"

"Bo w moim śnie, gdy ci opowiadałam o tym śnie, ten potwór w skórze
mamy wstał z łóżka."

Przez chwilę czujesz się sparaliżowany. Nie możesz zdjąć swojego wzroku
z córki. Czujesz jak okrywająca cię kołdra zaczyna się odchylać za twoimi
plecami.

Laleczka



W zachodnim Illinois firma produkująca zabawki, rozpoczęła sprzedaż
"realistycznych" lalek dla matek oczekujących swoich pociech. Co dziwne
tuż po zakupieniu tej zabawki, lalka zaczęła płakać. Nawet specjalne
mechanizmy, tak reklamowane nie zadziałały, tak że aż trzeba było
nimi trząść. Zdarzało się, że gdy lalka zaczynała płakać, rodzic musiał
uderzyć parę razy tę zabawkę, aby się w końcu uciszyła. Jedynym sposobem
"wyłączenia" lalki było prawdopodobnie uderzenie w głowę, tam gdzie znajdował
się mechanizm odpowiedzialny za płacz lalki.
Jednak w pewnej okolicy, sąsiedzi zaalarmowani płaczem, zadzwonili do władz,
by złożyć raport na znęcanie się nad dziećmi w domu obok, a kiedy policja
przybyłana miejsce zdarzenia znalazła zakrwawione częsci ciała na ścianie i
podłodze tego domu.
Podobno to nie był jedyny przypadek, gdy matka nie mogła zrozumieć
dlaczego policja interesuje się tym, że tylko "zniszczyła głupią lalkę",
podczas, gdy naprawdę kołysała w rękach tę realistyczną lalkę.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nocne przebudzenia



Jeśli budzisz się w środku nocy i przeważnie sprawdzając godzinę na zegarze dowiadujesz się, że jest jakoś około trzeciej, to pamiętaj, że nie obudziłeś się sam z siebie. To oni cię obudzili!
Albo to on chciał ci spłatać figla!
Kto?
Zdarza się, że ludzie cienia nudzą się nocą, bo w ciemności i tak nigdzie się nie ujawnią, dlatego bawią się w budzenie ludzi po nocy. Jeśli poczujesz zimny oddech i usłyszysz pusty śmiech w uszach, to pamiętaj, że ktoś lub coś zabawiło się twoim kosztem. Jeśli natomiast słyszysz czyjeś głosy lub szepty, to znaczy, że ktoś potrzebuje pomocy. Modlitwy, dobrego słowa przed dostąpieniem do bram Raju! 
Pod żadnym pozorem nie nawiązuj kontaktu, a już na pewno nie spoufalaj się z nikim z tych istot. Bo możesz zostać oszukany przez wszystkich, a wtedy nie pozostanie ci już nic innego, tylko budzenie niewinnych ludzi nocą dla zabawy!



niedziela, 6 stycznia 2013

Podróż nocą



Michał wracał ze swoją żoną Pauliną z suto zakrapianej imprezy do domu. Oboje jednak nic nie pili na tej imprezie, on bo kierował samochodem, a ona była w ciąży. Było już grubo po zmroku, a do domu zostało im jeszcze kilkanaście kilometrów.  Zmęczenie dało się we znaki podróżnym, bo Paulina zasnęła, natomiast Michał jechał wciąż przecierając oczy, jednak pierwszy wysiadł mu pęcherz, bo poczuł że musi oddać mocz gdziekolwiek, a zatoka przy drodze wydawała mu się odpowiednia, by tam zaparkować. Wysiadł na chwilę i zostawił śpiącą Paulinę w samochodzie.
Gdy kobieta się obudziła, było nadal ciemno, a Michała nie było w samochodzie. Nagle usłyszała stukanie i drapanie na dachu samochodu. Pomyślała, że na pewno stąd nie wysiądzie, ale jej męża nie było w samochodzie. Gdy stukania się nasiliły, Paulina zrozumiała, że musi ratować swoje życie, usiadła na miejscu kierowcy i ruszyła z piskiem opon.
Na drugi dzień, już po zawiadomieniu policji, Paulina pojechała na miejsce zdarzenia wraz z funkcjonariuszami i tam dowiedziała się, że Michał został powieszony, a egzekucję wykonała właśnie ona, bo to jej mąż dawał znaki, by nie ruszała, kopiąc w blachę samochodu.

Stacja benzynowa



- Musimy zatankować – powiedział George sprawdzając stan paliwa w jego starym Fordzie.
- Trochę się boję zostawać samotnie w samochodzie o tej porze – odpowiedziała Kate, jego żona.
A trzeba przyznać jej rację, że można było poczuć lekki strach, bo było już niedługo do północy, a okolice lasu zawsze wyglądają na straszniejsze nocą.
- To możesz pójść ze mną – uśmiechnął się George, nie przejmując się zbytnio strachem swojej dziewczyny.
- Przestań! Jestem już chyba dorosła, co? – nerwowo zaśmiała się Kate.
Chłopak od razu zauważył strach współpasażerki, ale starał się nie przywiązywać uwagi do takich rzeczy. Po prostu wysiądzie z auta, skoczy zapłacić za paliwo, wróci i pojadą do domu. Co innego mogłoby się przydarzyć?
- Jesteśmy na miejscu – rzekł George – A ty Kate, możesz położyć się na tylnym siedzeniu i przykryć się kocem, jeśli boisz się, że ktoś cię zauważy.
Kate pomimo robienia dobrej miny do złej gry, okryła się kocem i poczuła spokój i bezpieczeństwo.
- Jak wrócę, to zapukam dokładnie cztery razy, także jeśli usłyszysz, że coś puka inną ilość razy, to nawet się nie wychylaj spod koca, dobrze? – spytał George.
- Dobrze, dobrze. Idź już – poirytowała się Kate.
- No i kto tu niby się nie boi, co?
Pięć minut później Kate leżąc pod kocem usłyszała dwa stuknięcia w szybę samochodu. Po chwili ktoś zapukał ponownie, ale cztery razy. Kate momentalnie oblało zimnym potem, ale pomyślała, że niekoniecznie to musi być coś strasznego. Ale minutę później usłyszała uderzenia w szybę samochodu. Ale tym razem uderzenia były nierówne, później osłabły, aż w ogóle ustały.
Kate w tamtej chwili prawdopodobnie usnęła albo zemdlała, ale wyglądając przez okno zdziwiła się widokowi tuzina policjantów. Dowiedziała się od funkcjonariuszy, że pewien chłopak został zabity, gdy próbował się dostać do samochodu, z którego wysiadła Kate. George został zamordowany. Zabójca prawdopodobnie krążył już wcześniej po okolicy, bo policjanci dostawali już wcześniej zgłoszenia, że jakiś nieznajomy snuje się po okolicy pukając do zaparkowanych w pobliżu aut.

piątek, 4 stycznia 2013

Zabawa urodzinowa



Adaś miał urodziny w czerwcu. Tak wyszło, że opieka nad nim przypadła akurat jego chrzestnej, czyli Kasi. Rodziców w tym czasie nie było, oboje wyjechali w podróż służbową, ale obiecali, że nazajutrz wrócą i przywiozą swojemu maluchowi mnóstwo prezentów.
Cała zabawa urodzinowa Adama była już przygotowana. Ogród wokół domu przypominał wesołe miasteczko. Miał przyjść iluzjonista, miało być dużo słodyczy i duża ilość oranżady. W dniu urodzin do Adasia przyszła spora liczba znajomych z podstawówki i jego rodzina. Wszyscy się dobrze bawili, u nieco starszych w ruch poszedł alkohol, ale wszyscy znali umiar. Kiedy przyszedł czas sztuczek magicznych przedstawianych przez młodego iluzjonistę, wszyscy byli zdumieni jego umiejętnościami. Udało mu się przeciąć wpół Gabrysię, ale tak, że nic się jej nie stało. Sprawił, że na chwilę zniknął Franek, ale pojawił się pod stołem. Ogólnie masa zabawy, aż do czasu, gdy okazało się, że nie ma komu śpiewać „Sto lat”.
Adaś przepadł, jak kamień wodę. Nawoływania na nic się nie zdały, a poszukiwania trwały około dwóch godzin, aż ktoś sprawdził piwnicę domostwa. Adaś leżał z zardzewiałą piłą rozcinającą mu brzuch, widocznie starając się powtórzyć sztuczkę iluzjonisty.
Kasia, opiekunka Adama, po tym zdarzeniu popełniła samobójstwo, a rodzice, wracając do domu ze łzami w oczach spoglądali czasami tylko na wiezione przez nich zabawki urodzinowe.

czwartek, 3 stycznia 2013

Stara wieś



Gdzieś wśród kilku wyżyn naszego kraju, znajduję się jedna nizinna miejscowość, założona tam kilkaset lat temu, ze względu na dobre warunki pogodowe oraz pobliskie jezioro i piękne widoki. Jeszcze kilka lat temu, z tego co pamiętam, żyło tam około stu osób i wszyscy się ze sobą znali. No może nie do końca wszyscy, bo jak wiemy, zawsze w takich zapomnianych osadach znajdzie się ktoś, kto tylko w niedzielę do kościoła pójdzie, a dalej zamyka się na cztery spusty i powoli dochodzi do kresu swego żywota w samotności i rozgoryczeniu. Z tego co zapamiętałem, gdy byłem tam ostatnio, to podczas mojego pobytu w tamtej malutkiej miejscowości podczas wakacji, pochowano aż trzy osoby i wszystkie miały już swoje lata. No i wszyscy byli owdowiali. Co interesujące, na ich pogrzebach nikt się nie zjawił, oczywiście oprócz księdza.
A byłem tam ostatnio w 2003 roku, to dość dawno, ale myślę że historia, którą tam przeżyłem, należy do tych, które zapadają w pamięć. Pomyślałem, że wpadnę do mojej ciotki i kuzynki, które jakoś sobie dawały radę w takich zabitych dechami dziurach. Naprawdę, zero telefonów, zero Internetu, może dwie osoby miały telewizory, które i tak słabo odbierały sygnał. Po prostu czas się tam zatrzymał.
- Witaj, Tomaszku! – przywitała mnie moja ciotka, zauważając mnie z daleka.
- Witaj, ciociu. Jak mnie w ogóle poznałaś? Przecież byłem tu ostatnio mając może z siedem lat? – zdziwiłem się.
- Pamiętaj Tomciu, że ja zawsze poznaję rodzinę – uśmiechnęła się do mnie.
Zauważyłem, że w drzwiach pojawiła się młoda dama.
- Czy to moja kuzynka, Patrycja? – zawołałem.
- Oczywiście, Tomku. Ale uważaj, ona jest trochę nieśmiała. Zanim w ogóle zaczęła mówić, ja dobiłam już czterdziestki!
Zauważyłem, że ciotka jest jeszcze w pełni sił, chociaż pewnie stuknęła już jej pięćdziesiątka. W ogóle cała ta wieś wydawała mi się zupełnie spokojna, tylko czasem ktoś przebiegł drogą i to był cały ruch tej wsi.
Wieczorem, tego samego dnia, gdy już się udomowiłem na górze chaty mojej ciotki, zauważyłem tuż u podnóża wyżyny, że właśnie odbywa się pogrzeb (jeden z tych trzech, o których wspominałem). Kto chowa ludzi o tak późnej porze? Dlaczego tam jest tylko ksiądz, a nawet nie ma grabarza?
- Dobry wieczór, kuzynie – zabrzmiał cichy głosik za moimi plecami.
- Och, witaj Patrycjo. Usiądź sobie – starałem się być tak uprzejmy, jak tylko mogłem, aby jej nie wystraszyć.
- Musisz stąd wyjechać, Tomaszu – powiedziała tak cicho, że ledwo mogłem ją usłyszeć.
- Dopiero przyjechałem, co się stało? – podniosłem lekko głos.
- Mów ciszej, na litość boską, proszę cię! – Patrycja aż się zagotowała.
Nagle, nie wiadomo skąd na schodach pojawiła się ciocia.
- Pati, daj wypocząć naszemu gościowi. Pewnie długo tutaj jechał – ciotka spojrzała surowym spojrzeniem na swoją córkę, aż ta podskoczyła.
- Nie przeszkadza mi, właściwie chciałbym z kimś porozmawiać – odezwałem się.
- Na rozmowy jutro przyjdzie czas! – rzekła władczym tonem ciocia i gestem kazała wyjść Patrycji z pokoju, w którym miałem zasnąć.
Ale nie zasnąłem.
Przez pół nocy łaziłem sobie po pokoju, paląc papierosy i wyglądając sobie przez okno, co jakiś czas. W nocy przysiągłbym, że widzę ludzi jeżdżących w nizinnej oddali na koniach i uciekających przed czymś, czego niestety nie mogłem dojrzeć.
Rankiem postanowiłem wybrać się na spacer, kiedy moja ciotka i Patrycja jeszcze spały. Powietrze było tu akurat zwykle świeże, ale jak to na takich terenach, często zbiera się mgła. Przechodziłem akurat obok miejscowego kościoła i zauważyłem, że najwięcej osób zbiera się właśnie na modlitwach. Wszedłem na plebanię, by porozmawiać z księdzem, bo akurat moja ciekawość nie dawała mi spokoju, głównie zwłaszcza ze względu na ten wieczorny pogrzeb.
- Witam proboszcza! – zawołałem od progu.
- Na wieki wieków, synu. Co cię tu sprowadza? Jesteś tu nowy? – ksiądz przyglądał mi się wnikliwie.
- Przyjechałem tu do Barbary Derek oraz jej córki Patrycji w odwiedziny – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- O nie, o nie. Synu, wyjedź stąd. Najlepiej dzisiaj – odpowiedział mi ksiądz.
- Ale dlaczego? O co wam chodzi? Dopiero tu przyjechałem i jestem po ciężkiej podróży – zdenerwowałem się.
- Chodź za mną – powiedział do mnie proboszcz i poprowadził na tyły kościoła, gdzie mogłem zauważyć kilka, a może nawet kilkanaście nagrobków.
- Spójrz tutaj. Co tu jest napisane? – zapytał mnie.
- Ksiądz Romuald Gent. Zmarł śmiercią tragiczną. No i co? To jakiś poprzedni proboszcz tej parafii? Wikary? – zapytałem.
- Ja jestem ksiądz Romuald. Spójrz teraz tam – odpowiedział.
Krew we mnie zamarła. Dwa nagrobki były ustawione obok siebie. Jeden miał na kamieniu wyryte: Barbara Derek, drugi: Patrycja Derek. Spojrzałem w oczy księdza, który patrzył na mnie przenikliwie i się nie odzywał, zrozumiałem, że muszę stąd uciekać. Gdy spojrzałem przez ramię, ksiądz dalej stał w tym samym miejscu, natomiast ludzie wybiegli z kościoła i rzucili się za mną. Dobiegając do chatki, w której teraz nocowałem, w oknie zauważyłem śmiejącą się ciotkę, a piętro niżej płaczącą Patrycję. Nigdzie w pobliżu nie widziałem mojego samochodu, więc zostało w tamtej chwili mi tylko czekać, gdy nagle cały lud się zatrzymał, a dzwony kościelne zaczęły bić.
W tamtej chwili zrozumiałem.
Już wiedziałem o co chodzi.
Wszyscy oni utonęli nocą, gdy pobliskie jezioro wylało podczas powodzi. Nawet w dzień nie ma szans ucieczki, a co dopiero nocą. Wszyscy teraz wyglądali, jak topielcy. Jednak dziwny spokój ogarnął moją duszę. W końcu wiedziałem, co mnie czeka widząc tyle hektolitrów wody pędzących w moją stronę.

środa, 2 stycznia 2013

Zęby



Podczas pewnej wieczornej toalety, stałem nad umywalką, przy której myłem twarz i w lustrze zauważyłem krwawienie z moich ust. Krew po prostu ciekła z mojej jamy ustnej i... chyba nawet nie ciekła. Moje krwinki mieszając się ze śliną spadały w otchłań ścieków, aż do krwi dołączyły moje trzonowce. Znacie ten ohydny odgłos, gdy ząb uderza o umywalkę? Nie? To bardzo dobrze. I gdy nie miałem już całego uzębienia... zadzwonił budzik. Siedziałem o ósmej rano w moim łóżku, nie mogąc otrząsnąć się jeszcze z szoku, nie wiedząc, czy jeszcze posiadam moje zęby, czy nie. Bo wiecie, że bywają sny tak realne, że po przebudzeniu nie ma się rozeznania, czy owo wydarzenie oniryczne działo się naprawdę. Chciałem przed wyjściem do szkoły sprawdzić w senniku, co taki sen może oznaczać, ale odpuściłem sobie i zająłem się bardziej realnymi problemami.
Teraz, gdy opowiadam Ci tę historię, gdy przeczytałem w senniku, co oznaczają wypadające zęby, proszę Boga, by nigdy więcej nie mieć takich snów. Tak sobie myślę, siedząc w domu dziecka, że wolałbym stracić całe uzębienie, by nie stało się to, co się zdarzyło podczas tego wypadku.

Jeden strzał



Gorące i upalne lato to najgorszy z możliwych okresów, zwłaszcza, jeśli nie masz wakacji i musisz jeszcze po pracy zrobić zakupy dla dwójki dzieci. Krzyś i Ola mają już po cztery lata, jednak nie mogliśmy sobie pozwolić na opiekunkę, dlatego pilnuje ich moja mama, a ich babcia. Ach, spieszę również z informacją dla mojego męża- jestem w ciąży! To dopiero siódmy tydzień, ale staraliśmy się z mężem tak długo. Mam już trochę lat i wiem, że moją ostatnią szansą byłoby in vitro, ale sama ta wiadomość powinna bardzo ucieszyć moją drugą połówkę. Chciałabym tak dużo nie mówić o moim życiu, ale mam taki wewnętrzny obowiązek. Otóż, kredyt będziemy spłacali jeszcze z 20 lat, także nie możemy sobie pozwolić na żadne tragedie, nasze pociechy niedługo zrozumieją świat, a mój mąż już od pięciu lat zbiera na jakiś super samochód. Jesteśmy taką typową mieszczańską rodziną-bez rewelacji. Postanowiłam na chwilę wejść do kawiarenki na kawę i ciastko, powinnam także zadzwonić do mojej przyjaciółki, by się pochwalić wiadomością. Całkiem wygodne krzesełka…
-Wszyscy na ziemię! – zaczął się wydzierać jakiś bandyta w czapce, a drugi podbiegł do kasjerki i stał przy niej- Wrzuć wszystkie pieniądze do tego worka, bo inaczej ta kobieta zginie!
Mężczyzna z zakrytą twarzą zaczął do mnie mierzyć. Boże, Boże, dlaczego właśnie do mnie?
- Szybciej! – poganiał kasjerkę ten zbrodniarz, a ja miałam łzy w oczach…
Strzał.
- Leo, sam wypalił!
- Ty ku#wa durniu! – zamaskowany mężczyzna wziął worek z pieniędzmi i zaczął uciekać
-Spie#dalamy!
Mając ostatnie sekundy świadomości, myślałam, jak bardzo świat mnie zawiódł. Dowiedziałam się również, jak jednym strzałem zabić dwie osoby dla paruset złotych. Ten jeden strzał również zniszczył życie mojej matki oraz mojego męża, który odnajdzie tych bandytów i ich zabije, kończąc w więzieniu i niszcząc życie naszych pociech. To jeden strzał, który…

Nauczyciel



   Witam wszystkich. W tym krótkim opowiadaniu chciałem Wam przedstawić krótką historię, która omal nie zaważyła na kontynuacji mojego życia, mimo że wydarzenia tamtego dnia i tak zniszczyły mi rodzinę. Rodzinę i psychikę.
W 1996 roku mieszkałem w średniej wielkości mieścinie na północy kraju, gdzie budowano nowe osiedla, a co za tym idzie: powstawały nowe sklepy, rozbudowywano kościoły, wylewano asfalt na jezdnie, a co najważniejsze w tej historii- zbudowano budynek pod zespół szkół, czyli: podstawówka oraz liceum. W tamtych latach nie było jeszcze gimnazjów. Ja byłem już w szkole ponadpodstawowej, gdy mój przyszywany brat Tomasz uczęszczał do podstawówki.
Tomek pojawił się w rodzinie, gdy oboje moich rodziców jeszcze dobrze zarabiało. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że matka z ojcem przykładali uwagę do młodszego, chociaż adoptowanego syna. Ja cieszyłem się, że mam brata i radowałem się faktem, że mam więcej luzu. Niestety zdarza się i tak w życiu, że idylle często się kończą i ojciec stracił pracę. Niestety to on był tym, który zarabiał najwięcej pieniędzy, a wizja naszego upadku przybierała na realizmie, kiedy mój ojciec po roku poszukiwania pracy się powiesił, nie mogąc znieść faktu, że jest tylko utrzymankiem. Zostałem sam z matką i Tomkiem. O tyle dobrze, że żadne z nas nie było rozpieszczonym bachorem, toteż z tego, co zarabiała matka, potrafiliśmy się utrzymać.
Kiedy w końcu poszedłem do liceum, a Tomek do podstawówki, ja zająłem się prowadzeniem i odbieraniem go ze szkoły, no i czasem to ja przygotowywałem nam obiady, kiedy nasza mama pracowała niekiedy po 10 godzin dziennie.
Tego dnia było inaczej. Skończyłem swoje zajęcia i idąc schodami w dół po tym wielkim kompleksie szkolnym w stronę klasy, gdzie ostatnią lekcję miał Tomasz i jak zawsze w czwartki musiałem na niego jeszcze poczekać. Kiedy zadzwonił dzwonek, delikatnie się zdziwiłem, bo z klasy nie wybiegła gromadka dzieci, jak to zawsze bywało. Podszedłem do drzwi i zapukałem.
- Proszę wejść – ktoś rzucił zza drzwi.
- Dzień dobry. Nazywam się Adam Julecki i przyszedłem po… - rozpocząłem wyjaśnienie mojego przybycia, ale przerwał mi nauczyciel:
- Ach, po Tomka, tak? Dziś nie było ostatniej lekcji polskiego, a Tomek poszedł godzinę wcześniej na zajęcia wyrównawcze.
- Jakie zajęcia wyrównawcze? – zapytałem, zauważając na twarzy nauczyciela zdenerwowanie.
- Poczekaj chwilę, Adam. Zaraz po niego pójdę – rzucił nauczyciel i wyszedł.
Stałem w tej sali, czekając i nie mogąc zrozumieć, dlaczego Tomek nigdy nie mówił o tych zajęciach, chociaż dużo rozmawialiśmy. Wyszedłem z tej klasy i z pewnej odległości zauważyłem zbiegającego samotnie nauczyciela, który trzymał w ręku nóż.
Gdy mnie zobaczył, zaczął przyspieszać, ja natomiast zacząłem uciekać. Serce mi biło mocno, na podwórku było już ciemno, z powodu zimy.
- Panie Grzesiu, pan go zatrzyma, to złodziej! – nauczyciel krzyknął do portiera, który stał przy drzwiach.
Na szczęście udało mi się wymknąć temu wielkiemu, acz niezbyt zwrotnemu bydlakowi, wybiegłem ze szkoły i odwracając się zauważyłem, że dalej za mną biegnie i gonił mnie aż do mojej klatki schodowej.
Opowiedziałem o wszystkim matce, która kazała mi zadzwonić na policję, po tym jak Tomek nie przyszedł wieczorem do domu. Matka dostała gorączki i rozpaczała niesamowicie, ktoś co chwilę dzwonił domofonem i walił do drzwi. Potem rozszalał się telefon, a zwyczajnie nikt do nas nie dzwoni. Zdecydowałem, że zadzwonię po policję, która przyjęła zgłoszenie i wysłała patrol, który tego dnia nic niepokojącego nie zauważył. Nie chciałem do nikogo teraz dzwonić, aby nikt nie przychodził, bo zostałby wystawiony na niebezpieczeństwo. Matka zemdlała, a ktoś dalej łomotał do drzwi. Zrobiło mi się gorąco, chwyciłem za mój kij baseballowy i wyjrzałem przez wizjer. Niestety było ciemno i nic nie widziałem. Dalej ktoś praktykował szarpanie za klamkę, co mnie wystraszyło najbardziej.
Następne, co pamiętam, to fakt że obudziłem się rano, matki nie było w mieszkaniu, ale na stole stało śniadanie. Sprawdziłem, czy drzwi są zamknięte i poszedłem coś zjeść, bo byłem wycieńczony i nadal martwiłem się niesamowicie o Tomka. Co te c**j mógł zrobić mojemu bratu?
Postanowiłem udać się na policję osobiście, spojrzałem przez wizjer i nie widząc nikogo wyszedłem z mieszkania. Rzuciłem okiem pod nogi, gdzie leżał świstek papieru, gdzie było napisane:

Nie musisz już iść na policję,
znikam

z twojego życia.

Poza tym, ciekawe

 jak się wytłumaczysz
z tego, że

zjadłeś

swojego brata…


Połóż się!


   Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego ludzie umierają we śnie, czy też dlaczego bolą nas poszczególne części ciała gdy wstajemy? Cóż, związane to jest z typem naszego spania. Złe duchy krążące po Twoim pokoju w nocy, mogą z pozycji ułożenia Twojego ciała wyczytać wszystko. Jeżeli leżysz na brzuchu, plecami do góry, to masz szczęście, jesteś chroniony. Gdy leżysz na plecach z rozłożonymi rękami na plecach, nie martw się, Twój Anioł Stróż odgania całe zło od miejsca Twego odpoczynku, ale gdy leżysz z podkulonymi kolanami, bądź kolanem, pokazujesz swoją słabość i musisz posiadać silną wolę, by nie poddać się złej mocy. Nigdy natomiast nie kładź się prosto z Twymi rękami, które mają palce splecione na Twoich piersiach. To oznaka ludzi zmarłych, dlatego mógłbyś się już nigdy nie obudzić.

Taksówkarz


   Była już późna noc i zwykli ludzie już spali, bo zmęczeni dzisiejszym dniem pracy, musieli już myśleć o dniu jutrzejszym. Jest kilka zawodów, które wymagają od niektórych osób niewyspania i czuwania nawet po zmierzchu. Są przecież lekarze, stróżowie nocni, policjanci, a także... taksówkarze. Jest to opowieść o jednym z nich, zmęczonych, choć z powodu tego, że prowadzi przecież pojazd mechaniczny, musi być 'stand-by' na okrągło. O tak późnej porze podeszła do niego pewna kobieta. Była w średnim wieku, w ładnym płaszczu, ot taka niewyróżniająca się niczym kobieta dbająca o siebie.
-Mógłby mnie pan podwieźć do kościoła im. Piotra i Pawła. Zależy mi na tym, dlatego zapłacę podwójnie.
-Dzień dobry. Wie pani, jeśli pani płaci to ja wiozę, ale jest taryfa nocna i niestety, o takiej porze kościoły są zamknięte- oznajmił taksówkarz.
-Tak, wiem. Ale właśnie dziś mi na tym zależy- odpowiedziała kobieta.
-Proszę wsiadać, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem- uśmiechnął się mężczyzna za kierownicą i ruszył, gdy kobieta wsiadła już do wozu.
Podróż była krótka, bo odległość od postoju taksówek do wspomnianego kościoła wynosił jakiś kilometr.
-Osiem złotych- powiedział obojętnie taksówkarz.
-Czy jest taka opcja, że pan na mnie tu poczeka?- zapytała speszona kobieta.
-No, oczywiście. Tylko musi pani wiedzieć, że taryfa jest cały czas naliczana i przy dłuższym postoju, no... po prostu zapłaci pani trochę kasy.
-Świetnie. Proszę poczekać.
Noc była bezchmurna, taksówkarz zaczął po dłuższym czasie nawet liczyć gwiazdy, myśleć o Wszechświecie i o kosmitach i nagle zrobiło mu się zimno.
-Cholera, oszukała mnie!- pierwsza myśl taksówkarza była właśnie taka, dlatego mężczyzna wysiadł z samochodu i poszedł w stronę kościoła. Pierwszą interesującą rzeczą były zapalone światła w kościele.
-Pewnie jest sprzątaczką- uśmiechnął się facet.
Ale gdy tylko uchylił drzwi kościoła, jego oczom ukazał się naprawdę niezwykły widok. Otóż przy ołtarzu stał ksiądz, a w ławkach siedziały duchy. Niematerialne istoty szybko zauważyły człowieka, który był tu intruzem i mógł wypaplać komukolwiek to, co się tu działo.
Taksówkarz bez zastanowienia odwrócił się i uciekł do swojego samochodu, którym odjechał z piskiem opon.

Zaufanie



   Zacznę od przedstawienia głównego bohatera, bo bez tego nie popchniemy fabuły do przodu nawet na milimetr. Gustav Laird, ur. 1959 r., były piłkarz szwajcarskiej ligi, ówczesny prezenter lokalnej telewizji, po trochu nałogowiec, a ogólnie - po prostu zapomniany Szwajcar.
Owa historia zaczyna się przy barze w pewnym znanym klubie w Lozannie (miasto na zachodzie Szwajcarii). Gdy ów, powiedzmy człowiek w zaawansowanym wieku, choć o młodzieżowym usposobieniu, sączył końcówkę piwa podszedł do niego wysoki mężczyzna, który zaproponował mu kolejną szklankę trunku. Po półgodzinnej rozmowie, która minęła całkiem szybko, facet, nie przedstawiając się nawet, ulotnił się. Takie rzeczy w dużym mieście zdarzają się nader często, także nie było się czym martwić. Laird, jako człowiek kochający taniec, udał się na parkiet. Może kłuć w oczy to, że nie wiesz, jak wygląda ten klub, ale nie opowiadam wyglądu świata otaczającego bohatera, bo jest to naprawdę niepotrzebne. Na parkiecie udało mu się poderwać dwudziestokilkuletnią kobietę, która była niezwykle seksowna, w krótkiej spódniczce, rajstopach oraz w topie z uwydatnionym biustem. Owa panna nie miała być inteligentna, miała ładnie wyglądać i zmysłowo tańczyć. Gustav dostał zaproszenie do jej domu, wahał się, ale jedyną rzeczą, która go hamowała, były te idiotyczne, niby straszne filmy grozy. Uległ. Wychodząc, czuł na sobie wzrok zazdrosnych uczestników imprezy, co go podnieciło i... tu urywają się wspomnienia Lairda z tego wieczoru.
Policja znalazła Gustava ubranego tylko w koszulkę, kompletnie pijanego na śmietniku. Śledczy usłyszał historię Lairda, ale ochroniarze i parę osób z klubu w Lozannie zarzekało się, że wyszedł samotnie.
Gustav został skierowany na badania i tu historia mogłaby się skończyć i każdy dopowiedziałby sobie, że Laird bł schizofrenikiem, gdyby nie fakt, że człowiekiem, który postawił mu to piwo, był ochroniarz, a kilka osób mówiło, że Gustav wyszedł z klubu z dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną.

Zapach


   Każdy ma swój ulubiony zapach: wanilia, czekolada, czy lawenda. Prawda, że cudne aromaty? Ale jest zawsze jeszcze drugi ulubiony zapach, do którego żaden człowiek się nigdy nie przyznaje. To może być zapach krwi, brudu, czy też odchodów, nieważne, to zawsze jest wstydliwe.
Pamiętaj, nie wąchaj nigdy za długo ani jednej, ani drugiej woni, bo pozwolisz przeważyć jednej ze swoich natur i zapewne nigdy już nie będziesz tym, kim byłeś.
Być może utracisz pamięć, oszalejesz, a nawet popełnisz samobójstwo.
Będąc całkowicie dobrym szybko umrzesz, pobity za swoją dobroć, czy wykorzystany, ale jeśli przeważy zła strona, bądź pewien, że Twoja dusza skończy w piekle.

Nadeszło




„Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” Ps 23:4


Modlę się. Ale robię to po cichu, bo boję się podnieść głos. Jedyne co daje mi tu komfort to słabe światło mojego laptopa i koc, pod którym jest mi ciepło. Piszę tę wiadomość Tobie nie bez powodu, bo muszę Ci przekazać, że ludzie są słabi. Wielu z nich ma teraz niezwykłe moce, wielu biednych niedawno ludzi, żyje teraz pełną gębą. I muszę również dodać, że nie stało się to dzięki jakiemuś świetnemu wirusowi, ani dzięki lepszej ekonomii świata…
Zło się obudziło. Prawdziwe, ale metaforyczne Cthulhu. Najpierw wypełniło nasze umysły i sny koszmarnymi wizjami i powiedziało nam, że tak naprawdę nie ma dobra i zła. Powiedziano nam, że jest tylko władza. Zmanipulowano nas w sposób tak dokładny, że większość ludzi na tej Ziemi oddało swoje dusze w zamian za życie chwilą. Teraz za to płacą, płacimy.
Nie poddałem się, mimo że wiele osób mnie przekonywało, że już nie ma piekła, możemy być nieśmiertelni i żyć wesoło, aż… no właśnie, aż do nigdy. Tymczasem, kruche były nadzieje, wizje prysły jak bańki mydlane i na świat przyszedł mrok. Do tej pory pozostaje nieugięty, ale to niesamowite, jak bardzo oni starają się dorwać nas. Bawią się nawet grą słów, tak by mieć na nas haczyk, próbują manipulacji. Wczoraj miałem taką sytuację:
Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwórz drzwi- powiedział ktoś, a ja otworzyłem drzwi.
- Kim jesteś?- zapytałem.
- Kimś, kogo najwyraźniej się nie boisz- usłyszałem odpowiedź.
- Możesz odejść, nie chcę nic z twojej strony.
- Wpuść mnie- rzekł.
- Nie- odpowiedziałem i prawdopodobnie to mnie uratowało, bo gdybym choć kiwnął głową lub powiedział, że go wpuszczę, to już byłoby po mnie, ale odpowiedź była jasna, co bardzo zdenerwowało tego osobnika i pewnym pokazem dał mi to do zrozumienia.
Mam nadzieję, że rozumiesz, o czym mówię. Te byty są od nas o wiele silniejsze, są o wiele inteligentniejsze, ale dzięki temu co mamy, naszej woli, możemy bronić się przed ich sztuczkami. Tak, dokładnie sztuczkami, bo oni nic innego nie zaprezentują, bo nic innego nie są w stanie zagwarantować. Gdy powiedzą, że dadzą pieniądze, czy skarby, to nie warto im ufać, bo żadne monety i kruszce nigdy nie należały do nich, czyli kiedyś będziesz musiał je zwrócić, a że podpiszesz pakt, to zwrócone to będzie z pewną nawiązką, pewnymi procentami.
Bolą mnie plecy, bo mimo że nie czynią mi zła psychicznego, to opiekuję się bratem, który poddał się tym tandetnym sztuczkom. Jako, że egzorcyści mają teraz ręce pełne roboty, to żaden nie przyjdzie do biednego człowieka w bloku. Dlatego muszę sam odmawiać modlitwy nad moim bratem. Chciałem już dawno go zostawić i ruszyć w drogę, ale nie mogę. Tymczasem, gdy nad nim stoję i wypowiadam słowa modlitwy, on siłą swego umysłu odrzuca mnie, rzuca mną o podłogę, o ściany, choć , już to rozgryzłem, że nie może zrobić mi prawdziwej krzywdy. Nie może mnie zabić, nie może uczyć tego, że zemdleję...
Boję się, każdego dnia boję się, bo każdy, nawet najmniejszy krok w złą stronę i będzie po mnie, będzie już po tym wszystkim, co tak zbieram każdego dnia. Nie mogę nawet pomyśleć o czynieniu zła. Wiesz jakie to jest męczące? Spróbuj teraz, choć przez minutę nie wypowiedzieć słowa „Dom” w myślach, wiedząc, że umysł na przekór Tobie chce to zrobić. Trudne, prawda? Ja się z tym ścieram na każdym kroku, ale nie wytrzymuję… nie wytrzymuję, chyba popełnię samobójstwo… o nie!